niedziela, 23 września 2012

Sex and R'n'R

Wow !!! Ale czad!!!

Piątek

Dzwonię do B., Polaka z Poznania, pracującego w Boschu w Timisoarze.
-Idziemy na piwo?
-Jasne, ale po robocie.
Bartek pracuje do 21, wiec parę minut po 9 umawiamy sie na Piata Unirii. Zaczynamy w Cafe Time, ale klimat jest średni, dużo dzieciaków. Po pierwszym piwku przenosimy się do klubu D'Arc. Klubing w Timisoarza wygląda jak w Krakowie: niezliczona ilość knajpek, barów i piwnic jest zlokalizowana w starej, centralnej części miasta. Wchodzimy do D'Arc na I piętro. Klub jest duży, jasno oświetlony i przestronny.
Zrobiony jest w 4 pokojowym mieszkaniu, w starej kamienicy, gdzie pokoje maja po 40m2. Jak ktoś pamięta, to klimat jak w klubie 23, ktory byl pare lat temu na krakowskim Rynku.

 No ale nie ma miejsc. Dosiadamy sie do dwóch chłopaków, którzy graja w jakieś dziwne karty. Gra nazywa sie Cruce (Krzyż). Mieszaniną rumuńskiego i angielskiego,tłumacza nam zawile zasady gry. Gramy kilka razy, najpierw w otwarte karty a potem juz na poważnie. Na pożegnanie zostawiają nam talie zgranych kart. Tak po prostu.

Dołącza do nas R. - kontroler z mojej firmy. Jego dziewczyna umówiła się z koleżankami, wiec ma wolny wieczór.  Pijemy kolejne piwo. Rozmowa się średnio klei. Polski, angielski, rumuński. Za chwile wpada Z.. Z. pracuje z B. Ona jest dusza towarzystwa: wszystkich zna, z wszystkimi sie wita.
Te same osoby, pojawiają sie w rożnych miejscach, w różnych klubach. Jest Australijczyk, który pracuje w lokalnym hostelu, i pracuje tam w zamian za dach nad głowa. Przewija się tłum ludzi. Nagle widze, że B.rozmawia z jakims chlopakiem po Polsku. Witam sie z nim. Okazuje się, że to Paweł z Warszawy,który wybral sie półtora miesiąca temu do Paryża autostopem. Nidy tam nie dotarł....

Jeszcze w Polsce spotkał chłopaka, który również stopem jechał do Gruzji. Dołączył do niego, potem była Armenia, Ukraina, Naddniestrze, Rumunia i właśnie się  zatrzymał w Timisoarze na 2 dni, bo wraca już do domu, ale przez.... Macedonię. Opowiadał nam o swoich przygodach, i gościnności ludzi, których poznał po drodze.

Muzyka gra... alkohol usypia zmysły...jeden pokoj jest przeznaczony na sale taneczna.... dalej jestesmy w D'Arc....

Pojawia sie C., dziewczyna R. Skończyła spotkanie z koleżankami i wpadła do nas. W krwisto czerwonej, wieczorowej sukience wygląda zabójczo....

Ale nie ma czasu na przyglądanie. Zostawiamy R i C w D'Arc i z B i Z zjeżdżamy do El Che

W El Che jest calkiem przyjemnie, piwo o temperaturze 1,5stC troche gadamy a potem zbieram sie do domu.


Sobota


W sobote spotykamy sie z Z. w El Che. Gdy ja sie pojawiam po 21 - Z. już jest. Rozmawia namiętnie z spotkaną tam parką. Wydaje sie że mówią po polsku....nie, czesku? Też nie. To serbski. Z. zna ten język, mi przypomina czeski, potrafię wyłapać niektóre słowa, ale trudno sie domyslić sensu rozmowy. Okazuje się, ze napotkana parka to Bośniaccy Serbowie, który przyjechali na weekend z Novego Sadu na motorze do Timisoary. W sumie maja niedaleko bo jakieś 170km w jedną stronę. Mamy zaproszenie na weekend do Novego Sadu!!!

Serbowie sie zbieraja, my konczymy piwo, czekamy na B., ktory jednak sie nie pojawia, wiec sie zbieramy i przechodzimy na druga strone ulicy do irlandzkiego pubu Molly Malone's. Zupelnie inny klimat, piwo lane do kieliszkow 0.33l i tłum taki ze nie da sie wcisnąć igły. I zupelnie inne towarzystwo - lemingi :). Z. sie umowila tam z kolezanka - Karmen, pol-mulatka. Zadna rewelacja, zgrabnie sie rusza tanczac, ale to tyle pozytywow. Udaje sie nam przekonac Karmen i wracamy do El Che. Zamieniamy piwo na tequille - 5leii za 30ml. Swiat zaczyna sie krecic coraz szybciej. Muzyka jak za zwyczaj w El Che zarabista - DJ w doskonaly sposob odczytuje nastroje na parkiecie. Pada propozycja by wpasc na afterke na polska wodke.

Spadamy z El Che kolo 4 rano. Po drodzie przylaczaja sie jeszcze jakies osoby: dwoch facetow i dwie dziewczyny, znajomi Karmen i Z. W siodemke idziemy do mnie, Troche mam obawy - wszak to obcy ludzie, ale z zachowaniem przytomnosci umyslu nie bedzie problemu. W ciagu 5 minut znika pierwsze 0,7, po kolejnych 10 minutach kolejna połówka. Któraś z dziewczyn na czworakach stara się trafic do toalety....Oj będą mieli cieżka niedziele.. Po szóstej towarzystwo zamawia taryfe i znika. Można spokojnie położyć sie spać. Wstaje przed dwunastą. Rześki i zadowolony. Jednak co polska głowa to polska głowa. Poźniej sie dowiem, że  Rumunii sobie obiecali: "nigdy więcej polskich shotów".





poniedziałek, 17 września 2012

Rumunskie dziewczyny

Wypadało by napisac pare słów, o Rumunkach.
Poprzedni weekend spedzilismy z R., kontrolerem finansowym w naszej firmie i jego dziewczyna w Sibiu i przejechaliśmy się trasa Transfogarską z północy na południe i z powrotem. Wzielismy moje auto, i pojechalismy. W Sibiu i na Transfogarskiej byłem w zeszlym roku w wakacje, zreszta gdzies jeszcze mam zdjecia jak sie wspinam moim puntem HGT tą bardzo przypominającą alpejskie drogi trasą. Tym razem pojechalismy tylnionapedowym, 270-cio konnym BMW, wiec frajdy na winklach bylo co nie miara. Z polnocy na poludnie prowadzil R. a ja wracałem. Dziewczynie R., K. usmiech nie schodził z ust gdy w poslizgu z piskiem wszystkich czterech opon pokonywalem coraz to ciaśniejsze zakrety. Blachara, to zdecydowanie za mocne okreslenie na absolwentkę ACCA, ale coś w tym musi byc..... Laska byla zafascynowana szybka jazdą w zakretach i to kolejna dziewczyna, ktora chcialaby bym ja nauczyl jezdzic. R. tez na falii pozytywnych emocji postanowil ze zchipuje swojego golfa 5 :))).

 Mialo byc o dziewczynach. Mamy taka jedną sympatyczna koleżanke w dziale IT. E. jest bardzo uczynna, pare lat mlodsza (ma 28). W mysl zasady, iż należy pytać, zaproponowalem jej by do nas dolaczyla. Jak mozna sie bylo spodziewac - odmowila. Ale R. zafascynowany NLP i lekturami typu "The Game" N. Straussa, podjął kroki, by jednak zwerbowac E. Oczywiscie mu sie nie udalo.
Rozmawialem o calej sytuacji z moja nauczycielką rumunskiego A. Fascynująca kobieta. Nie dosc, ze jest zorganizowana, slowna, punktualna, to jest bardzo konkretna i ma to cos, co sie nazywa "osobowosc". Super sie z nią rozmawia i te rozmowy pozwalaja mi lepiej rozumiec Rumunie i jej mieszkancow.

Skomentowala cala sytuacje nastepujaco: Rumunki nie sa bezposrednie. Zadna sie nie zgodzi na taki weekendowy wyjazd, jesli nie pozna wczesniej dobrze zapraszajacego. Czyli, pomimo tego, ze bylismy z pracy na piwie, wiele razy rozmawialismy w biurze, o roznych rzeczach, to i tak to bylo za malo. Przy czym jej argumenty, ze jest zapracowana i musi zlapac troche "beauty sleep" - popularne rumunskie okreslenie na wyspanie sie, byly miekkie i niekonkretne. Po czesci wynika to z tego, ze Rumuni sa niecierpliwi i od razu, podobnie jak R. wyczytal w swoich ksiazkach laske musza zaliczyc. Powoduje to ze Rumunki generalnie sa nieufne, i potrzebuja  wiecej czasu na oswojenie sie z facetem. Na szczescie mozna spotkac, bardzo sympatyczne otwarte i bezposrednie dziewczyny, ktore znaja swoja wartosc i potrafia ospowiednio ustawic swoje granice.

Jest to cenna uwaga dla Polakow - ze Rumunki sa (podobnie zreszta ja Rumunii) bardzo przewrazliwieni na punkcie wlasnej wartosci, zdecydowanie bardziej niz Polacy i nie potrafia sie z siebie smiac i zartowac. Dlatego wyrywanie lasek powinno byc bardziej wywazone i nie bezposrednie. Przy czym, trzeba dodac, dla rownowagi, z opowiesci, ktore mi snuli pracujacy tutaj Polacy, że jak sie idzie do klubu, panny same sie pchaja w ramiona, ale dziwnym trafem taka sytuacje mi sie nie przydarzyla :))))