Wow !!! Ale czad!!!
Piątek
Dzwonię do B., Polaka z Poznania, pracującego w Boschu w Timisoarze.
-Idziemy na piwo?
-Jasne, ale po robocie.
Bartek pracuje do 21, wiec parę minut po 9 umawiamy sie na Piata Unirii. Zaczynamy w Cafe Time, ale klimat jest średni, dużo dzieciaków. Po pierwszym piwku przenosimy się do klubu D'Arc. Klubing w Timisoarza wygląda jak w Krakowie: niezliczona ilość knajpek, barów i piwnic jest zlokalizowana w starej, centralnej części miasta. Wchodzimy do D'Arc na I piętro. Klub jest duży, jasno oświetlony i przestronny.
Zrobiony jest w 4 pokojowym mieszkaniu, w starej kamienicy, gdzie pokoje maja po 40m2. Jak ktoś pamięta, to klimat jak w klubie 23, ktory byl pare lat temu na krakowskim Rynku.
No ale nie ma miejsc. Dosiadamy sie do dwóch chłopaków, którzy graja w jakieś dziwne karty. Gra nazywa sie Cruce (Krzyż). Mieszaniną rumuńskiego i angielskiego,tłumacza nam zawile zasady gry. Gramy kilka razy, najpierw w otwarte karty a potem juz na poważnie. Na pożegnanie zostawiają nam talie zgranych kart. Tak po prostu.
Dołącza do nas R. - kontroler z mojej firmy. Jego dziewczyna umówiła się z koleżankami, wiec ma wolny wieczór. Pijemy kolejne piwo. Rozmowa się średnio klei. Polski, angielski, rumuński. Za chwile wpada Z.. Z. pracuje z B. Ona jest dusza towarzystwa: wszystkich zna, z wszystkimi sie wita.
Te same osoby, pojawiają sie w rożnych miejscach, w różnych klubach. Jest Australijczyk, który pracuje w lokalnym hostelu, i pracuje tam w zamian za dach nad głowa. Przewija się tłum ludzi. Nagle widze, że B.rozmawia z jakims chlopakiem po Polsku. Witam sie z nim. Okazuje się, że to Paweł z Warszawy,który wybral sie półtora miesiąca temu do Paryża autostopem. Nidy tam nie dotarł....
Jeszcze w Polsce spotkał chłopaka, który również stopem jechał do Gruzji. Dołączył do niego, potem była Armenia, Ukraina, Naddniestrze, Rumunia i właśnie się zatrzymał w Timisoarze na 2 dni, bo wraca już do domu, ale przez.... Macedonię. Opowiadał nam o swoich przygodach, i gościnności ludzi, których poznał po drodze.
Muzyka gra... alkohol usypia zmysły...jeden pokoj jest przeznaczony na sale taneczna.... dalej jestesmy w D'Arc....
Pojawia sie C., dziewczyna R. Skończyła spotkanie z koleżankami i wpadła do nas. W krwisto czerwonej, wieczorowej sukience wygląda zabójczo....
Ale nie ma czasu na przyglądanie. Zostawiamy R i C w D'Arc i z B i Z zjeżdżamy do El Che
W El Che jest calkiem przyjemnie, piwo o temperaturze 1,5stC troche gadamy a potem zbieram sie do domu.
Sobota
W sobote spotykamy sie z Z. w El Che. Gdy ja sie pojawiam po 21 - Z. już jest. Rozmawia namiętnie z spotkaną tam parką. Wydaje sie że mówią po polsku....nie, czesku? Też nie. To serbski. Z. zna ten język, mi przypomina czeski, potrafię wyłapać niektóre słowa, ale trudno sie domyslić sensu rozmowy. Okazuje się, ze napotkana parka to Bośniaccy Serbowie, który przyjechali na weekend z Novego Sadu na motorze do Timisoary. W sumie maja niedaleko bo jakieś 170km w jedną stronę. Mamy zaproszenie na weekend do Novego Sadu!!!
Serbowie sie zbieraja, my konczymy piwo, czekamy na B., ktory jednak sie nie pojawia, wiec sie zbieramy i przechodzimy na druga strone ulicy do irlandzkiego pubu Molly Malone's. Zupelnie inny klimat, piwo lane do kieliszkow 0.33l i tłum taki ze nie da sie wcisnąć igły. I zupelnie inne towarzystwo - lemingi :). Z. sie umowila tam z kolezanka - Karmen, pol-mulatka. Zadna rewelacja, zgrabnie sie rusza tanczac, ale to tyle pozytywow. Udaje sie nam przekonac Karmen i wracamy do El Che. Zamieniamy piwo na tequille - 5leii za 30ml. Swiat zaczyna sie krecic coraz szybciej. Muzyka jak za zwyczaj w El Che zarabista - DJ w doskonaly sposob odczytuje nastroje na parkiecie. Pada propozycja by wpasc na afterke na polska wodke.
Spadamy z El Che kolo 4 rano. Po drodzie przylaczaja sie jeszcze jakies osoby: dwoch facetow i dwie dziewczyny, znajomi Karmen i Z. W siodemke idziemy do mnie, Troche mam obawy - wszak to obcy ludzie, ale z zachowaniem przytomnosci umyslu nie bedzie problemu. W ciagu 5 minut znika pierwsze 0,7, po kolejnych 10 minutach kolejna połówka. Któraś z dziewczyn na czworakach stara się trafic do toalety....Oj będą mieli cieżka niedziele.. Po szóstej towarzystwo zamawia taryfe i znika. Można spokojnie położyć sie spać. Wstaje przed dwunastą. Rześki i zadowolony. Jednak co polska głowa to polska głowa. Poźniej sie dowiem, że Rumunii sobie obiecali: "nigdy więcej polskich shotów".
Piątek
Dzwonię do B., Polaka z Poznania, pracującego w Boschu w Timisoarze.
-Idziemy na piwo?
-Jasne, ale po robocie.
Bartek pracuje do 21, wiec parę minut po 9 umawiamy sie na Piata Unirii. Zaczynamy w Cafe Time, ale klimat jest średni, dużo dzieciaków. Po pierwszym piwku przenosimy się do klubu D'Arc. Klubing w Timisoarza wygląda jak w Krakowie: niezliczona ilość knajpek, barów i piwnic jest zlokalizowana w starej, centralnej części miasta. Wchodzimy do D'Arc na I piętro. Klub jest duży, jasno oświetlony i przestronny.
Zrobiony jest w 4 pokojowym mieszkaniu, w starej kamienicy, gdzie pokoje maja po 40m2. Jak ktoś pamięta, to klimat jak w klubie 23, ktory byl pare lat temu na krakowskim Rynku.
No ale nie ma miejsc. Dosiadamy sie do dwóch chłopaków, którzy graja w jakieś dziwne karty. Gra nazywa sie Cruce (Krzyż). Mieszaniną rumuńskiego i angielskiego,tłumacza nam zawile zasady gry. Gramy kilka razy, najpierw w otwarte karty a potem juz na poważnie. Na pożegnanie zostawiają nam talie zgranych kart. Tak po prostu.
Dołącza do nas R. - kontroler z mojej firmy. Jego dziewczyna umówiła się z koleżankami, wiec ma wolny wieczór. Pijemy kolejne piwo. Rozmowa się średnio klei. Polski, angielski, rumuński. Za chwile wpada Z.. Z. pracuje z B. Ona jest dusza towarzystwa: wszystkich zna, z wszystkimi sie wita.
Te same osoby, pojawiają sie w rożnych miejscach, w różnych klubach. Jest Australijczyk, który pracuje w lokalnym hostelu, i pracuje tam w zamian za dach nad głowa. Przewija się tłum ludzi. Nagle widze, że B.rozmawia z jakims chlopakiem po Polsku. Witam sie z nim. Okazuje się, że to Paweł z Warszawy,który wybral sie półtora miesiąca temu do Paryża autostopem. Nidy tam nie dotarł....
Jeszcze w Polsce spotkał chłopaka, który również stopem jechał do Gruzji. Dołączył do niego, potem była Armenia, Ukraina, Naddniestrze, Rumunia i właśnie się zatrzymał w Timisoarze na 2 dni, bo wraca już do domu, ale przez.... Macedonię. Opowiadał nam o swoich przygodach, i gościnności ludzi, których poznał po drodze.
Muzyka gra... alkohol usypia zmysły...jeden pokoj jest przeznaczony na sale taneczna.... dalej jestesmy w D'Arc....
Pojawia sie C., dziewczyna R. Skończyła spotkanie z koleżankami i wpadła do nas. W krwisto czerwonej, wieczorowej sukience wygląda zabójczo....
Ale nie ma czasu na przyglądanie. Zostawiamy R i C w D'Arc i z B i Z zjeżdżamy do El Che
W El Che jest calkiem przyjemnie, piwo o temperaturze 1,5stC troche gadamy a potem zbieram sie do domu.
Sobota
W sobote spotykamy sie z Z. w El Che. Gdy ja sie pojawiam po 21 - Z. już jest. Rozmawia namiętnie z spotkaną tam parką. Wydaje sie że mówią po polsku....nie, czesku? Też nie. To serbski. Z. zna ten język, mi przypomina czeski, potrafię wyłapać niektóre słowa, ale trudno sie domyslić sensu rozmowy. Okazuje się, ze napotkana parka to Bośniaccy Serbowie, który przyjechali na weekend z Novego Sadu na motorze do Timisoary. W sumie maja niedaleko bo jakieś 170km w jedną stronę. Mamy zaproszenie na weekend do Novego Sadu!!!
Serbowie sie zbieraja, my konczymy piwo, czekamy na B., ktory jednak sie nie pojawia, wiec sie zbieramy i przechodzimy na druga strone ulicy do irlandzkiego pubu Molly Malone's. Zupelnie inny klimat, piwo lane do kieliszkow 0.33l i tłum taki ze nie da sie wcisnąć igły. I zupelnie inne towarzystwo - lemingi :). Z. sie umowila tam z kolezanka - Karmen, pol-mulatka. Zadna rewelacja, zgrabnie sie rusza tanczac, ale to tyle pozytywow. Udaje sie nam przekonac Karmen i wracamy do El Che. Zamieniamy piwo na tequille - 5leii za 30ml. Swiat zaczyna sie krecic coraz szybciej. Muzyka jak za zwyczaj w El Che zarabista - DJ w doskonaly sposob odczytuje nastroje na parkiecie. Pada propozycja by wpasc na afterke na polska wodke.
Spadamy z El Che kolo 4 rano. Po drodzie przylaczaja sie jeszcze jakies osoby: dwoch facetow i dwie dziewczyny, znajomi Karmen i Z. W siodemke idziemy do mnie, Troche mam obawy - wszak to obcy ludzie, ale z zachowaniem przytomnosci umyslu nie bedzie problemu. W ciagu 5 minut znika pierwsze 0,7, po kolejnych 10 minutach kolejna połówka. Któraś z dziewczyn na czworakach stara się trafic do toalety....Oj będą mieli cieżka niedziele.. Po szóstej towarzystwo zamawia taryfe i znika. Można spokojnie położyć sie spać. Wstaje przed dwunastą. Rześki i zadowolony. Jednak co polska głowa to polska głowa. Poźniej sie dowiem, że Rumunii sobie obiecali: "nigdy więcej polskich shotów".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz