środa, 17 października 2012

Pomysł na weekend - wymoczyć robaka

Może kiedyś komuś się przyda:

Na deszczowy dzień lub weekend polecam wyjazd do Szeged.

Miasteczko jest stylowe, czyste i europejskie (nawet w męskich toaletach są spuszczone klapy). Poza tym, można zwiedzić katedrę i serbski kościół, zrobić przyzwoite zakupy w jednym z centrów handlowych (np. ARKAD Szeged Londoni krt. 3).Oprócz tego zjeść tradycyjny węgierski gulasz z kluseczkami lub zupę gulaszową.
 
Po wczesnym obiedzie można się wybrać do odległego o 22km na zachód miasteczka  Morahalom (droga 55), gdzie mieści się wielki kompleks basenów z gorącymi źródłami i rożnymi typami leczniczych wód. 

W związku z faktem, ze w tym rejonie prawie nikt nie mówi w innym języku niż węgierski, aby tam trafić, na rondzie w centrum Morahalom należy skręcić w lewo i od razu, na rogu, w małym parku po lewej stronie znajduje sie kompleks (Elizabeth Spa), a kawałek dalej, również po lwej stronie wypasiony hotel (Colloseum Hotel) z podobnymi atrakcjami.

 Całodzienny wstęp kosztuje 1900 forintów (około 30pln) Osobiście nie przepadam za tego typu rozrywkami, ale jest to ciekawa alternatywa dla parku wodnego, który znajduje się w centrum Szeged.

Tutaj parę filmów:

poniedziałek, 15 października 2012

Fabryka Piwa Timisoreana

Zbilża się trzysetna rocznica otwarcia pierwszego rumuńskiego browaru. Z tej okazji SAB Miller  zorganizował otwarty weekend w browarze w Timisoarze. Plany są takie, by podobnie jak w Tychach czy Żywcu mozna było zwiedzać browar codzennie.


Głównym motywem przewodnim wycieczki było przekonanie zwiedzających, iż piwo produkuje się z naturalnych składników (była możliwość ich skosztowania) i obalanie mitów, iż we współczesnym piwie produkowanym przez korporacje nie ma sztucznych barwników, konserwantów i sam przepis na piwo nie zmienił się od tysiącleci, natomiast zmieniła się technologia. Zaskakujące jest to, że SABMiller musi zapraszać rumuńskich konsumentów do browaru, by się przekonali, że kolor piwa nie zależy od ilości dodanej farbki, albo iż w otwartych kadziach nie pływają szczury.

Wycieczka była dobrze zorganizowana (nawet trafił nam się angielskojęzyczny przewodnik), dla każdego z uczestników czekały próbki składników (prażony jęczmień, chmielowe szyszki) a także możliwość skosztowania brzeczki i piwa na poszczególnych etapach produkcji - tego brakuje w trakcie zwiedzaniu browaru w Tychach. Na koniec uczestnicy są zaproszeni do browarnianego baru i poczęstowani kuflem piwa.

Namiary na browar:link

W barze dosiadł się do nas Rumun, który był naocznym świadkiem rewolucji w Timisoarze w 1989 roku link  i opowiadał nam o przebiegu wydarzeń. To tak jakby stał pod Wujkiem w grudniu 1981 lub w sierpniu 1980 w stoczni w Gdańsku.

Fuck the DJ

Chyba nie powinienem tytułować postów po angielsku, ale w związku z tym, że dominującym dla mnie językiem w Rumunii jest jeszcze cały czas angielski, to na razie niech tak zostanie.

W piątek.... w sumie nie pamiętam już co było w piątek..... A....już wiem :)

W piątek były urodziny jednego z niewielu Polaków, pracujących w Timisoarze. Był żurek, były chrupiące ogórki i półtora litra wódki.  Było może 7-9 osób, balony, namiastka tortu ze świeczkami. Dla naszych rumuńskich kolegów, którzy dotrzymywali nam dzielnie kroku w kolejnych kolejkach wyborowej wieczór skończył się w sposób niespodziewanie nagły.

Mnie natomiast zaskoczył fakt, jakim uwielbieniem cieszył się klasyczny złoty ziołowy krupnik. Ta babska wódka zrobiła furorę i błyskawicznie jej zabrakło. 

A i jeszcze jedno: rumuńscy goście przynieśli swoje własne grube wełniane skarpety by po ściągnięciu butów nie było im w gościnie zimno w stopy :):):):):):):).


Po północy pojechaliśmy do centrum,do ulubionego rockowego klubu. I właśnie tam rozmawiając z 29 letnią Roksaną, która jak pies warowała przy konsolecie DJ wyłożyła mi swoje plany tak prosto jak tylko się da: "I am here  tonight to fuck the DJ". Wow! Co za szczerość!! Pewnie jakby było gdzie, to bym usiadł z wrażenia. DJ prowokowały też inne laski, kręcące tyłkami wokół konsolety, ale tylko ta jedna już była umówiona.

Zastanawiałem się jaka mogła być jej motywacja:
  1. po prostu miała ochotę
  2. chciała zwiększyć swoją reputacje wśród znajomych
  3. ......
 Nie wiem. Może ty masz jakiś pomysł - napisz w komentarzu.

piątek, 12 października 2012

Obalamy mity o Rumunach

Od pewnego czasu skupiam się na tym, by zidentyfikować podstawowe różnice kulturowe pomiędzy Rumunami a Polakami. Próbowałem znaleźć jakieś informacje w internecie, ale w zdecydowanej większości przypadków Polacy opisujący Rumunię pieją z zachwytu.

Prawdopodobnie takie interpretowanie rzeczywistości jest związane z pozytywnym zaskoczeniem pomiędzy obrazem zabiedzonego cygana żebrzącego na skrzyżowaniu a zwyczajnym europejskim wizerunkiem współczesnego Rumuna. Czas na obalenie paru mitów.

Serdeczność Rumunów.
Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Rumuni są bardzo pomocni, wskażą drogę, wręcz zaprowadzą na miejsce. Ale to tylko fasada. Rumuni żyją w ogromnym kompleksie związanym z ich negatywnym wizerunkiem, który stworzyli włóczący się po Europie Cyganie. Spotkanie obcokrajowca daje im okazje na osłabienie tego wizerunku, więc są mili. Niestety gościnność ta nie płynie z własnego przekonania i wewnętrznej chęci bycia pomocnym. Ot, taka celebrycka poza. Oczywiście takie sytuacje maja miejsce w większych skupiskach ludności, i miastach. Na wsi sytuacje jest zupełnie inna. Gościnność, podobnie jak w Polsce wynika z dobroci serca i nie jest podyktowana osiąganiem jakiś innych celów.

Pracowitość Rumunów.
Rumuni są generalnie leniwi. Bez ciągłego doglądania ciężko jest osiągnąć zamierzone rezultaty w określonym terminie.  To jednak naród południowy, mniej zdyscyplinowany niż narody Północnej Europy. Dodatkowo ponad 80% udział religii prawosławnej też ma swój wpływ na postawy ludzi.

Historia Rumunów.
 Rumuni szczycą się tym, że pochodzą od Daków (plemię, które pojawiło się na terenach na północ od Dunaju, a pochodzi prawdopodobnie od Traków, którzy przywędrowali z terenów obecnej Grecji) oraz tym, że język rumuński należy do rodziny języków romańskich (francuski, włoski itp), a wręcz słyszałem opinie, że od rumuńskiego powstały inne języki łacińskie.
Jeśli by prześledzić losy Rumunii na przestrzeni wieków, to Rumunia powstała dopiero w II poł. XIX wieku poprzez zjednoczenie Wołoszczyzny i Mołdawii. Wcześniej nie było jednego państwa. Na terytorium obecnej Rumunii istniały niewielkie państwa, a jeszcze wcześniej na tych terenach panowali Bułgarzy, Turcy a od zachodu Węgrzy. W sumie Rumuni to mają pewnie podobne pochodzenie  jak greccy górale, którzy całe pokolenia wypasali owce w Karpatach, a miasta na tych terenach budowali Węgrzy i Niemcy. Nie mieli szans na wykształcenie jakichkolwiek elit.
Nie można, tak jak czynią to niektóre osoby porównywać historii Polski i Rumunii. Polska ma swoją państwowość od ponad tysiąca lat, miała swoich królów, armie, zwycięstwa militarne, bogactwa, ale też porażki.

A Rumunii.... Hm, prezesa nie ma w tym tygodniu i jego miejsce parkingowe jest puste. Śmieszne jest, jak to dyrektor finansowy albo szefowa działu prawnego zajmuje miejsce parkingowe prezesa, jakby chciała się w ten sposób podnieść swoją wartość. Nie ma znaczenia, ze maja swoje własne, oznakowane i zarezerwowane miejsca parkingowe. Zresztą, dziś nie ma również kontrolera finansowego - oczywiście jakaś panienka z księgowości zaparkowała na jego miejscu. Mali ludzie.

Heh, zaczynam rozumieć, dlaczego się tak dziwili, że parkuje na ulicy pod biurem, zamiast wjeżdżać na służbowy parking - przecież mi przysługuje miejsce. Żadna sierota nie ruszyła głową i się nie zastanowiła, ze przy 40 stopniach upału przez II połowę dnia moje auto stało w cieniu :))

Wrażliwość na punkcie własnej osoby.
Spróbuj opowiedzieć żart o Rumunach. Spróbuj zakwestionować lub podważyć któryś z ich pseudo mitów narodowych. Obrażają się jak szesnastoletnie pannice. I nie ma znaczenia czy dziewczyny czy faceci. Nie, żeby się tylko obrazili - oni wręcz zrywają kontakty, nie odzywają się, wyrzucają ze znajomych ze skype czy z fb. Jaja jak berety.
A dumę to mają nieprzeciętnie wielką. To, że ja potrafię zachować dystans do siebie, potrafię opowiedzieć dowcip o Polakach i nie mam z tym problemu. Natomiast oni nie ogarniają. Czepiają się tych nielicznych pozytywnych )i dających się jako tako sprzedać) skrawków swojej kruchej historii jak tonący brzytwy. Budują na tym wielkie jak zamek JA, które przekute czasami, przyznaję, złośliwą i celową szpileczką, pęka jak balon po zetknięciu z kocim pazurem. Trzeba bardzo uważać by ich nie urazić, być stuprocentowo politycznie poprawnym i tak to się często nie udaje. Bardzo łatwo sobie zrobić wrogów. Co więcej, tego typu reakcje przenoszą się na relacje damsko męskie

Co inni powiedzą?
Tutaj ja nie ogarniam. Jakiekolwiek niestandardowe zachowanie, jak chociażby wyjście z koleżanka z biura na lunch od razu staje się głównym tematem przewodnim wielu szeptanek, plotek i wręcz newsem dnia. Większość ludzi, z którymi mam styczność, ma bardzo niskie poczucie własnej wartości i w paniczny wręcz sposób unika "wyjścia z pudełka" obawiając się narażenia się na śmieszność i bycia wziętym na języki. Wspomniane wcześniej wyjście na lunch, może spowodować nieustająca lawinę docinków, komentarzy i obgadywania. Stad tez się bierze sposób ubierania kobiet, wybór marek samochodów, jakimi jeżdżą młodzi gniewni. Mentalnie - wypisz-wymaluj - polska wiocha na ścianie wschodniej, a mówimy przecież o ponad 300-tysięcznym mieście położonym w zachodniej części kraju. Ciekawe co się dzieje na południu lub wschodzie...

Nawiązywanie relacji damsko - męskich
 Eh.... Trudny temat. Zarówno nawiązywanie relacji jak i pisanie o nich. Wczoraj rozmawiałem z Emilią - przyszłą psycholożką. Rumunka, ale węgierskiego pochodzenia. Dyskusja dotyczyła moich wątpliwości, związanych z nawiązywaniem relacji z rumuńskimi dziewczynami.
Po pierwsze: żadnych komplementów kierowanych w stronę obcych lub mało znanych kobiet. Żadnego komplementowania na ulicy. Po drugie, żadnych, chociażby najbardziej niewinnych propozycji typu wyście na lunch, lemoniadę czy piwo. Każde takie zachowanie jest odbierane, że ten facet musi coś ode mnie chcieć i to coś to znaczy" przespać się ze mną".
Oj, długo się zastanawiałem, skąd taka reakcja. I nie są to jednostkowe przypadki, ale zdecydowana większość. Wydaje mi się, iż głównym powodem takiej reakcji kobiet jest fakt, iż zostały tak przetrenowane przez Rumunów. Rumuni podbijają do kobiet w sposób bardzo bezpośredni, podobnie jak to robią Włosi. Jakiekolwiek zaczepki maja prowadzić do jednego. Tylko, że tak naprawdę oni są mocni w gębie, a potem, jak to mówi Z., bardzo szybko się okazuje, ze straszne z nich kluski.