czwartek, 15 listopada 2012

Krótka opowiastka o Eve

Ewelina jest asystentką gościa, który zarządza informatyką w firmie.
Ewelina jest szczupła blondynką, ma niebieskie oczy i jest sympatyczna. Mogła by mieć ładniejszą buzię i mniejszy nosek, ale w sumie nie o to chodzi..... Jest w miarę szczupła, ma niezły tyłek i jest zaokrąglona tam gdzie trzeba. Ale nie będzie o seksie.
Będzie o ubieraniu sie.

Ewelina ma naprawdę dar dobierania kolorów swoich ciuchów. Potrafi łączyć zieleń z brązami, fiolety z szarościami, i dobierać barwy podkreślające jej niebieskie oczy i jasne włosy.
Niestety, jeżeli chodzi o dobór poszczególnych części garderoby, to mamy dramat i porażkę na całej linii.  Za duża i za długa marynarka do spodni rurek, zwężających się na dole. Buty z obcasem tak wysokim, że chodząc w nich wygląda  nieporadnie jak wywracająca się z hukiem żyrafa. Jeszcze jak włoży letnia sukienkę to jest nieźle, bo wtedy ciężko zepsuć wygląd źle dobranymi dodatkami.

W poniedziałek wyglądała świetnie, tym razem doskonale dobrane spodnie podkreślające jej "atuty", lekkie pantofelki na niewielkim obcasie, dopasowana bluzka i odpowiednio dobrany buistonosz (wiem, wiem, nawet takie elementy, choć schowane, nie umkną uwadze spostrzegawczego oka - a laski mają z tym tu duży problem - prawidłowo dobrać kolor i styl biustonosza). Całość dopełniała pomalowana w pastelowy błękit apaszka, podkreślająca oczy. Idealnie! Miód! Malina!

Nie omieszkałem skomplementować tego lśniącego i emanującego energią wyglądu.

Dzisiaj natomiast też wyglądała nieźle, sprawnie skomponowała barwy - rajstopy i bluzka w odcieniach bordowo - fioletowych, na to czarna, prosta i krótka sukienka na szerokich ramiączkach. Niestety przywaliła ciężkimi butami na obcasie w kolorze świeżo wydobytego węgla.  W mojej wyobrażni wygląda jak bordowy czerwony kapturek z czarnymi wielkimi kulami armatnimi zamiast butów.

Pewnie czuję się dobrze w dzisiejszym stroju, tak wiec wypadało by się zaprezentować. Po pierwsze na początku dnia, specjalnie mnie zagadnęła wychylając się ze swojego pokoiku, gdy odwiedzałem jej szefa. Oj, no jak pewnie się domyślacie  - nie doczekała się komplementu. Wiec po kilku godzinach zawitała do naszego biura. Też dalej nic..... Przyszła po raz drugi, nasze spojrzenia spotkały się - "Oho - w końcu mnie zauważył" -pewnie sobie pomyślała. A ja dalej nic... Przyszła po raz trzeci, tym razem zakrzykując do mnie z połowy biura, prosząc o pomoc w jakiejś nieistotnej sprawie. Ja dalej nic. W końcu wychodząc, podeszła do mnie zagadując o jakieś drobiazgi. Zdarzyło się to po raz pierwszy od kilku miesięcy, od kiedy ją zauważyłem w biurze.


Wydaje sie, że kobieca logika nie jest taka skomplikowana jak ja malują znawcy tematu.


1 komentarz: