Dacia jeszcze nie kupiona, pojawiaja sie kolejne zawiłości rumuńskiej mentalności. Dzisiaj o dwóch przypadkach.
Przede wszystkim, udało się dorobić klucze i otworzyć auto i uruchomić silnik. Mały sukces.
Niestety okazało się, że obecny właściciel gdy kupił ten samochód 3 lata temu, nie przerejestrował go na siebie, i samochód jest dalej przerejestrowany na leciwą kobiecinę, poprzedniego właściciela.
Ale jak to w Rumunii, nie ma zadnego problemu, zadzwoni się do tej babki, wezmie do urzędu, a gościu, co sprzedaje, ma jakiegoś znajomego w urzędzie, wiec wszystko załatwimy od ręki. Ha, ha, ha.
Zabójcza jest ta wiara Rumunów we własne mozliwości, wszystko jest takie piękne i przejrzyste, i każda sprawę da się załatwić od ręki. A prawda jest taka, że jak przychodzi co do czego, to kłopotów co nie miara, wszystkie formalności trwają wieki, a jemu się tylko wydawało, ze da się wszystko załatwić. Wkurza mnie ten brak brania odpowiedzialności za własne słowa. Chlapią jęzorem na lewo i na prawo, a żadnego z tego pożytku.
I przypadek drugi.
Zapisalem sie na forum dotyczace daci 1100 i zapytałęm o mechanika w moim miescie, kogos, kto jest pasjonatem, jest cierpliwy i dokładny i sprawi ze samochód będzie jeździł, a nie założy mi przysłowiowych drewnianych klockow hamulcowych. Nie minela godzina, napisal do mnie Rumun, że on co prawda nie zna mechanika, ale jakiś dziadek mu naprawil alternator i bardzo go poleca, ze naprawde jest super, ze pomimo tego ze ma 60 lat, to zna sie na samochodach, i nie tylko starych. No i ze w ogole, ten koles chcialby sie ze mna spotkac, ze on mi pomoze, ze nawet zna angielski, to mi bedzie latwiej i takie tam bla, bla, bla.
Nie ogarniam. Juz kiedys pisalem tutaj, o tej wielkiej checi pomocy innym, szczególnie obcokrajowcom, i bez znaczenia jest czy miejscowy zna odpowiedz i potrafi faktycznie pomoc, czy tez po prostu chec byc pozyteczny. Efekt jest taki, ze trace duzo czasu, nerwow, i w najlepszym wypadku jestem w punkcie wyjscia.
No dobra, powinienem być wdzięczny, może kiedyś będę potrzebował pomocy w naprawie alternatora :)
Przede wszystkim, udało się dorobić klucze i otworzyć auto i uruchomić silnik. Mały sukces.
Niestety okazało się, że obecny właściciel gdy kupił ten samochód 3 lata temu, nie przerejestrował go na siebie, i samochód jest dalej przerejestrowany na leciwą kobiecinę, poprzedniego właściciela.
Ale jak to w Rumunii, nie ma zadnego problemu, zadzwoni się do tej babki, wezmie do urzędu, a gościu, co sprzedaje, ma jakiegoś znajomego w urzędzie, wiec wszystko załatwimy od ręki. Ha, ha, ha.
Zabójcza jest ta wiara Rumunów we własne mozliwości, wszystko jest takie piękne i przejrzyste, i każda sprawę da się załatwić od ręki. A prawda jest taka, że jak przychodzi co do czego, to kłopotów co nie miara, wszystkie formalności trwają wieki, a jemu się tylko wydawało, ze da się wszystko załatwić. Wkurza mnie ten brak brania odpowiedzialności za własne słowa. Chlapią jęzorem na lewo i na prawo, a żadnego z tego pożytku.
I przypadek drugi.
Zapisalem sie na forum dotyczace daci 1100 i zapytałęm o mechanika w moim miescie, kogos, kto jest pasjonatem, jest cierpliwy i dokładny i sprawi ze samochód będzie jeździł, a nie założy mi przysłowiowych drewnianych klockow hamulcowych. Nie minela godzina, napisal do mnie Rumun, że on co prawda nie zna mechanika, ale jakiś dziadek mu naprawil alternator i bardzo go poleca, ze naprawde jest super, ze pomimo tego ze ma 60 lat, to zna sie na samochodach, i nie tylko starych. No i ze w ogole, ten koles chcialby sie ze mna spotkac, ze on mi pomoze, ze nawet zna angielski, to mi bedzie latwiej i takie tam bla, bla, bla.
Nie ogarniam. Juz kiedys pisalem tutaj, o tej wielkiej checi pomocy innym, szczególnie obcokrajowcom, i bez znaczenia jest czy miejscowy zna odpowiedz i potrafi faktycznie pomoc, czy tez po prostu chec byc pozyteczny. Efekt jest taki, ze trace duzo czasu, nerwow, i w najlepszym wypadku jestem w punkcie wyjscia.
No dobra, powinienem być wdzięczny, może kiedyś będę potrzebował pomocy w naprawie alternatora :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz