Weekend spędzony na Transalpinie. Uff - niesamowita przyroda, Beskidy, Toskania, alpejskie serpentyny, francuskie winnice... Wszystko w 2 dni i 700km.
poniedziałek, 23 lipca 2012
piątek, 20 lipca 2012
Czas leci jak szalony
Miało być we wtorek a już od wczoraj jest piątek.
Piątek w Rumunii zaczyna się w czwartek po lunchu.
Ale do rzeczy. W poprzednia niedziele pojechaliśmy z Andreeą i jej chłopakiem nad jezioro. W sumie to ja i tak chciałem jechać, a że zawsze raźniej z kimś, zaproponowałem im, czy się ze mną nie zabiorą. Andreea wzieła ruszt z piekarnika, po drodze kupiliśmy węgiel drzewny i minci, by było co smażyć na ruszcie. Jezioro nazywa się Trei Ape, co oznacza trzy wody, lub ramiona. Whatever. Prawdziwy piknik. Spotkaliśmy tam najlepszego przyjaciela Ionutsa, który czekał na nas nad jeziorem z wędką i miejscem przygotowanym na ognisko. Ionuts zabrał sie za kucharzenie, Andreea mu asystowała na zasadzie przynieś, podaj, pozamiataj, a kierowca, czyli tym razem ja miał wolne. Korzystając z okazji poszedłem popływać. Ehhhh, w końcu przyjemna chłodna zielonkawo -przeźroczysta woda. Cisza, spokój i tylko świst wędki i trzaskanie drewienek, którymi Ionuts próbował rozpalić ogień. Co ciekawe, na zalesionych brzegach pomimo stojących namiotów i samochodów oraz wypoczywających ludzi panowała cisza. Błoga sielanka.
Spędziliśmy tam parę godzin rozkoszując się otaczającą przyrodą. Ionuts próbował popływać kajakiem, ale po kilku chwilach wpadł do wody w dżinsach i koszuli - wstydniś nie zdecydował się pływać w samych bokserkach, a kąpielówek nie zabrał.
Do Timisoary wracaliśmy inną drogą. Wystarczy powiedzieć, że 18km przejechaliśmy w 90 minut :) Droga jak w kamieniołomie,pełna dziur, zapadlisk i sterczących skał. Niesamowicie się kurzyło od wysuszonej ziemi a w powietrzu unosił się drażniący kurz. Przed nami jechał escort, więc daliśmy radę i mam teraz najbrudniejsze auto w całym mieście. Andrea była przerażona, szczególnie jak uderzyliśmy podwoziem w skały. Dla zainteresowanych podaje numer drogi: DJ582, jedzie się z miejscowości Brebu Nou do Slatina Timis. Miejsce wydaje się być idealne na jesienną eskapadę rowerową.
W środę w trakcie przerwy na lunch wymyśliłem, że możemy zebrać ekipę księgowych i finansistów na piwo. Poszliśmy w czwartek wieczorem. Było bardzo sympatycznie. Pomimo pewnych obaw, frekwencja dopisała i wszyscy rozstali się z poczuciem, że trzeba imprezę powtórzyć. Odmiennie niż na imprezie informatyków, nikt za kołnierz nie wylewał i wino i piwo pojawiało się znacznie częściej niż w poprzednią sobotę.
Zapowiada się nudny, samotny weekend. Co prawda mogę pojechać gdzieś za miasto albo na cały dzień autem, albo gdzieś wyskoczyć na rowerku. W sobotę powinienem trochę popracować i posprzątać mieszkanie - jednak pomimo zielonego otoczenia bloku kurzy się niemiłosiernie, tym bardziej, że w ciągu 3 tygodni popadało może raz i to tak symbolicznie.
niedziela, 15 lipca 2012
Weekend
Za zwyczaj weekend służy do odpoczynku po intensywnie przepracowanym tygodniu. W Rumunii piątek zaczyna się w czwartek po lunchu, ale nie znaczy to, że weekend jest niepotrzebny. Ten był dla mnie bardzo interesujący i w sumie mógłby być bardziej lightowy.
W piątek umówiliśmy się z CFO na piwo. Poszliśmy na Piata Uniri, jako chyba najbardziej zasobne w ogródki piwne miejsce w Timisoarze. Dwa piwka w jednej knajpce, potem jeszcze po dwa w drugiej i sącząc złocisty trunek, rozmawiając o kobietach i o pracy oraz na inne męskie tematy zrobiła się 1:30. Trzeba mu oddać, że gościu ma niesamowite gadanie, i walił takimi tekstami do kelnerek, że aż miło było popatrzyć na ich pozytywne reakcje,uśmiechnięte buzie i i generalnie pozytywne nastawienie.
W sobotę pojechałem zobaczyć jak wygląda rumuńskie targowisko, jako element mojego rozwoju zawodowego :). Poza tym chciałem kupić smar do łańcucha do roweru i klej, by podkleić sobie podeszwę w bucie, którą rozwaliłem kopiąc w jakiś przypadkowy krawężnik. Targowiska to porażka. Parę ciasnych, ciemnych budek z dalekowschodnimi ciuchami oraz podróbkami markowych brandów. Poza tym sterty używanych ciuchów, starych przedmiotów i elektroniki przywiezionej z niemiec. Generalnie przygnębiające wrażenie.
Po jakimś szybkim obiadku, wziąłem rower i pojechałem nad odległą o 15 km rzekę Bega. Powłóczyłem się trochę wzdłuż rzeki i w sumie wycieczka spowodowała, że na liczniku przybyło dodatkowe niecałe 50km. Wzdłuż rzeki, co jakiś czas można było spotkać stojące w zaroślach samochody, rozbite namioty i baraszkujące w w wodzie rodziny. Sielanka sobotniego popołudnia.
Wracając dostałem sms'a od Eveliny. Evelina jest asystentką działu IT. Zgrabna, niebieskooka dziewczyna, o ślicznej zupełnie nie rumuńskiej buzi. Evelina, ma interesującą wyobraźnie, co zresztą widać w sposobie jak się ubiera i jak z klasą dobiera kolory. Pisała, że idą całym działem na piwo i "foreginers are welcomed".
Hmm nie można nie skorzystać z okazji zacieśniania więzi z lokalsami. Zapytałem o której, a ona, że już siedzą w knajpie :). No ładnie - wcześnie zaczynają - pomyślałem. Wyobraziłem sobie stół zastawiony piwem i innymi napitkami, już lekko podchmieloną dziesiątkę informatyków, rubaszną atmosferę i swojskie klimaty. Jakie było moje zdziwienie, gdy już dotarłem na miejsce i zobaczyłem, jak w bardzo zespołowej atmosferze, chłopaki sączą pepsi lub dr'a peppera. Wow..... Jakieś pojedyncze piwka się później pojawiły. Około 1 w nocy ekipa uznała, że trzeba coś zjeść i powędrowaliśmy na pizze. W między czasie zdążyłem usłyszeć od poprzedniej asystentki dyrektora IT, że tak naprawdę nie wiadomo po co przyjeżdżają ci wszyscy Polacy - ze przecież Rumuni też potrafią nie gorzej pracować, i w ogóle, to Polacy powinni siedzieć w Polsce, zajmować się swoimi pięknymi kobietami a nie podrywać Rumunek. W czasie wcinania pizzy, chłopaki opowiadali jak bardzo im się podobało w Krakowie i w Warszawie i że planują odwiedzić Polskę na dłużej.
Poszliśmy potem potańczyć, ale niestety wybrane przez nich miejsce było zamknięte, więc pojechaliśmy na teren miasteczka studenckiego, posiedzieć i dalej pogadać. Nikt już nie zamawiał alkoholu, wszyscy wciągali colę lub lemoniadę. O 3:30 byłem w mieszkaniu.
Pobudka o 8:40, bo godzinę później umówiłem się z Andreeą na niedzielny wyjazd nad jezioro w góry - 120km od Timisoary. Napiszę o tym później, jak miałem prawdziwą okazję zakosztować rumuńskiego życia.
poniedziałek, 9 lipca 2012
Przygnębiająco, i nie o Rumunii
Przeczytałem w artykuł w gazecie, w którym było napisane, że średnie ceny w Polsce sa o 40% niższe niż w innych krajach UE (tego, które kraje są wzięte do porównania artykuł nie podaje) a zarobki nawet o 70% niższe.
Jeden komentarz pod artykułem mnie zmrozil:
"Widać wyraźnie, że jesteśmy nędzarzami. Koszmar tego kraju ciągnie się już 20 lat. Nie ma się co dziwić, że nie rodzą się dzieci. Ludzie potrafią liczyć. I jak by nie patrzeć na kartkę z wydatkami, to wychodzi, że nie stać nas na nic. Na wakacje jadą ci, którzy wzięli kredyt albo są w stanie maksymalnie obciążyć kartę kredytową. Samochody kupujemy używane i na gaz. Jedzenie mamy najczęściej najtańsze i najgorsze. Wszędzie poza centrami wielkich miast lokale gastronomiczne żyją ze sprzedaży garmażerki i pierogów albo imprez weselnych "zastaw się a pokaż się". Budowane domy są jak najtańsze i stawiane głównie po to, żeby uciec od ogromnych czynszów w miastach. Ogrzewa się je piecami na byleco, najlepiej na śmieci. Z braku pieniędzy Polacy z braku nie meblują i nie remontują mieszkań i domów. W szkołach co chwila nowe podstawy programowe, żeby firmy od podręczników mogły zarobić. W sklepach śmieci. Najlepsze mięso wołowe, jako ubój religijny, trafia do Arabów i Żydów. Lepsza wieprzowina jedzie do UE i do Rosji. Polak kupuje to, co zostało a i tak jest dla niego drogie. Pracuj, pracuj, pracuj. Jak masz studia to pracuj na stacji benzynowe, jak doktorat to na budowie. Jak jesteś doświadczonym spawaczem to możesz wszystko, nawet pić wódkę Chopin. Na państwowej uczelni Profesor zarabia około 5000 zł, doktor z dodatkami do 3000 a magister 1500. W tym samym czasie narażający przez 15 lat swoje życie policjant z maturą spokojnie zgarnia emeryturkę 1700 i z dodatkowej pracy wyciąga 2000 miesięcznie.
Można tak bez końca. Polska jest ładnym krajem a ludzie się zmieniają. Ale już dość pogardzania nami i płacenia nam groszowych pensji za ciężką najczęściej pracę"
Jeden komentarz pod artykułem mnie zmrozil:
"Widać wyraźnie, że jesteśmy nędzarzami. Koszmar tego kraju ciągnie się już 20 lat. Nie ma się co dziwić, że nie rodzą się dzieci. Ludzie potrafią liczyć. I jak by nie patrzeć na kartkę z wydatkami, to wychodzi, że nie stać nas na nic. Na wakacje jadą ci, którzy wzięli kredyt albo są w stanie maksymalnie obciążyć kartę kredytową. Samochody kupujemy używane i na gaz. Jedzenie mamy najczęściej najtańsze i najgorsze. Wszędzie poza centrami wielkich miast lokale gastronomiczne żyją ze sprzedaży garmażerki i pierogów albo imprez weselnych "zastaw się a pokaż się". Budowane domy są jak najtańsze i stawiane głównie po to, żeby uciec od ogromnych czynszów w miastach. Ogrzewa się je piecami na byleco, najlepiej na śmieci. Z braku pieniędzy Polacy z braku nie meblują i nie remontują mieszkań i domów. W szkołach co chwila nowe podstawy programowe, żeby firmy od podręczników mogły zarobić. W sklepach śmieci. Najlepsze mięso wołowe, jako ubój religijny, trafia do Arabów i Żydów. Lepsza wieprzowina jedzie do UE i do Rosji. Polak kupuje to, co zostało a i tak jest dla niego drogie. Pracuj, pracuj, pracuj. Jak masz studia to pracuj na stacji benzynowe, jak doktorat to na budowie. Jak jesteś doświadczonym spawaczem to możesz wszystko, nawet pić wódkę Chopin. Na państwowej uczelni Profesor zarabia około 5000 zł, doktor z dodatkami do 3000 a magister 1500. W tym samym czasie narażający przez 15 lat swoje życie policjant z maturą spokojnie zgarnia emeryturkę 1700 i z dodatkowej pracy wyciąga 2000 miesięcznie.
Można tak bez końca. Polska jest ładnym krajem a ludzie się zmieniają. Ale już dość pogardzania nami i płacenia nam groszowych pensji za ciężką najczęściej pracę"
sobota, 7 lipca 2012
Głupi Osioł
Oczywiście ze to tytułowe zwierzątko to ja, bo jako, że w Rumuni Facebook jest niesamowicie popularny, to nie chciałem być gorszy od prezesa i znajomych. I co zrobiłem - wrzuciłem kilka swoich zdjęć i od razu znajdujący się na nich wraz ze mną znajomi się oburzyli, ze sobie nie życzą, więc zdjęcia usunąłem :(. Następnym razem podsunę papier ze zgodą do podpisania :D
Poza tym wybrałem się dziś na w miarę niedaleką (jakieś 60km) wycieczkę rowerową do sztucznego jeziorka Acumularea Ianova. Wszystko było dobrze, zaopatrzyłem się w 2l baniak z wodą, ale jakoś nie przyszło mi do głowy by się posmarować kremem z filtrem i ubrać czapkę z daszkiem. Oj będę dziś cierpiał w nocy. Po nocnym deszczu nie było tak gorąco jak wczoraj i wiał lekki wiaterek. Było może z 33-34 stopnie. Głowę ochroniłem przed słońcem koszulką zawiązaną na głowie i chłodzoną od czasu polewaniem wodą mineralną, ale całe ręce, czoło i ramiona mam poparzone od słońca. Ale koniec końców dojechałem do jeziorka i nawet udało się wrócić do Timisoary.
Po drodze chcąc przejechać przez dużą kałużę wpadłem w ciepłe przyjemne błoto po ośki i ratując się przed upadkiem - nogami prawie po kolana. Pewnie wiesz jak to jest, gdy czujesz przyjemne ciepło na swojej nodze, zanim jeszcze zdziwiony umysł uświadomi sobie co się stało i skąd to zaskakująco ciepłe błotniste promieniowanie. Kurcze - trzymam rower w mieszkaniu - gdzie ja go wyczyszczę? Wracając wjechałem na ręczna myjnie samochodową, i pozytywnie zaskoczony, gdy pracująca tam dziewczyna spojrzała na mnie ubłoconego, przerwała czyścic opla astrę i zajęła się moim rowerem. Zrozumieliśmy się bez słów.... Nie chciała też kasy za opłukanie roweru. Na każdym kroku potwierdza się, jacy tu mieszkają mili ludzie.
Wokół jeziorka, kilkadziesiat namiotow - mężczyżni łowili ryby, kobiety się opalały lub rozmawiały, parki się przytulały na kocykach - istna sielanka. W sumie pojechałbym na taki dwudniowy rumuński piknik, z grillem i minci. Na razie nie mam ekipy, a po drugie, pewie bym ich musiał długo przekonywać, że to jest jednak dobry pomysł, no bo jak to - dyrektor z Polski i chce się włóczyć z namiotem.... Eh...... co za kraj :)
Fantastyczny!!!
Poza tym wybrałem się dziś na w miarę niedaleką (jakieś 60km) wycieczkę rowerową do sztucznego jeziorka Acumularea Ianova. Wszystko było dobrze, zaopatrzyłem się w 2l baniak z wodą, ale jakoś nie przyszło mi do głowy by się posmarować kremem z filtrem i ubrać czapkę z daszkiem. Oj będę dziś cierpiał w nocy. Po nocnym deszczu nie było tak gorąco jak wczoraj i wiał lekki wiaterek. Było może z 33-34 stopnie. Głowę ochroniłem przed słońcem koszulką zawiązaną na głowie i chłodzoną od czasu polewaniem wodą mineralną, ale całe ręce, czoło i ramiona mam poparzone od słońca. Ale koniec końców dojechałem do jeziorka i nawet udało się wrócić do Timisoary.
Po drodze chcąc przejechać przez dużą kałużę wpadłem w ciepłe przyjemne błoto po ośki i ratując się przed upadkiem - nogami prawie po kolana. Pewnie wiesz jak to jest, gdy czujesz przyjemne ciepło na swojej nodze, zanim jeszcze zdziwiony umysł uświadomi sobie co się stało i skąd to zaskakująco ciepłe błotniste promieniowanie. Kurcze - trzymam rower w mieszkaniu - gdzie ja go wyczyszczę? Wracając wjechałem na ręczna myjnie samochodową, i pozytywnie zaskoczony, gdy pracująca tam dziewczyna spojrzała na mnie ubłoconego, przerwała czyścic opla astrę i zajęła się moim rowerem. Zrozumieliśmy się bez słów.... Nie chciała też kasy za opłukanie roweru. Na każdym kroku potwierdza się, jacy tu mieszkają mili ludzie.
Wokół jeziorka, kilkadziesiat namiotow - mężczyżni łowili ryby, kobiety się opalały lub rozmawiały, parki się przytulały na kocykach - istna sielanka. W sumie pojechałbym na taki dwudniowy rumuński piknik, z grillem i minci. Na razie nie mam ekipy, a po drugie, pewie bym ich musiał długo przekonywać, że to jest jednak dobry pomysł, no bo jak to - dyrektor z Polski i chce się włóczyć z namiotem.... Eh...... co za kraj :)
Fantastyczny!!!
czwartek, 5 lipca 2012
Zdarzenia biurowe
Ehh, jeszcze nie spotkałem tak pesymistycznie nastawionego do świata i życia kontrolera finansowego. Wszystko jest na nie. Chyba nigdy nie należał do grupy ludzi, których myślenie obrazuje zdanie: "Spróbujmy, zobaczymy co się stanie". I z ciekawością czekają na rezultaty swoich decyzji. U niego jest opór i narzekanie, że się nie uda, że nie warto nawet myśleć o tym, a co dopiero spróbować.
Poza tym w widoczny sposób jego zachowania i emocje pokazywały, że czuje sie zagrożony, że ja przejmę jego pozycje (jak byśmy mówili o stanowisku CFO - to może i mógłby się zastanawiać :) ) a on zostanie wykopany. Na szczęście w szybki i mam nadzieje skuteczny sposób udało się uspokoić i uśpić te obawy.
Kolejny przykład: przenosiny do nowego biura to okazja by poprawić warunki pracy swoje i swoich ludzi przez zamówienie lepszych biurek czy krzeseł. Jest na to budżet. Ależ nie! Moje pomysły nie zostały wzięte pod uwagę, a wręcz miał pomysł by zmniejszyć biurka swoim dziewczynom - bo przecież nie potrzebują 160cm biurka. Udało mi się go przekonać, że to nie jest dobry pomysł.
Najgorsze jednak są dwie rzeczy. Pierwsza, że nie jest zorganizowany i czas przecieka mu przez palce. Codziennie słyszę o 5 po południu, że kurcze, dzień mija a on jeszcze nie zdążył czegokolwiek zrobić - chyba wyślę go na kurs zarządzania czasem - i jestem tutaj zupełnie poważny. Druga rzecz: nie potrafi wyciągnąć od swojego zespołu tego co najlepsze, zmotywować ich do myślenia, do łamania utartych schematów. Dziewczyny, robią standardowe rzeczy, są obciążone góra w 40%, a poza tym się nudzą. Żeby nie być gołosłownym przykład: Na początku pokazałem im jak rozwiązywać pewne problemy w excelu, w jaki sposób szybko agregować dane. Ale teraz już tylko "narysowałem" im format raportów, podzieliłem pracę i zachęcam do samodzielnego myślenia i rozwiązywania pojawiających się problemów przy budowie niezbędnych modeli. I to co jest fajne, to to, że widać, że dziewczyny myślą, że się starają i zaczyna je to bawić. A wcześniej? Wcześniej wykonywały polecenia od A do B. i tyle. Teraz przychodzą do mnie, dzielą się wątpliwościami - rozmawiamy, weryfikujemy zaproponowane rozwiązania- uczę je samodzielności, samodzielnego próbowania znajdowania rozwiązania i otwartości do dyskusji.
Z innych ciekawych rzeczy, to pozytywnie zaskoczyło mnie podejście dyrektora zakupów do proponowanych przeze mnie rozwiązań. Zwykle bywa tak, że zakupy skrzętnie chronią swój stan posiadania przed zakusami finansów, by jeszcze im dokręcić śrubę, by wyrwać więcej kasy, a tu duża otwartość i chęć współpracy i pokazania szczegółów za które oni odpowiadają. To jest budujące....zobaczymy jak długo taki stan potrwa ;-)
Dzis piatek. Zrobiłem test. Wrzucilem kontrowersyjne zdjecie na fb. Na reakcje współpracowników nie trzeba bylo długo czekac... Ehh, gdzie te czasy, gdy szef mówił: "I am here to keep u busy"
Poza tym w widoczny sposób jego zachowania i emocje pokazywały, że czuje sie zagrożony, że ja przejmę jego pozycje (jak byśmy mówili o stanowisku CFO - to może i mógłby się zastanawiać :) ) a on zostanie wykopany. Na szczęście w szybki i mam nadzieje skuteczny sposób udało się uspokoić i uśpić te obawy.
Kolejny przykład: przenosiny do nowego biura to okazja by poprawić warunki pracy swoje i swoich ludzi przez zamówienie lepszych biurek czy krzeseł. Jest na to budżet. Ależ nie! Moje pomysły nie zostały wzięte pod uwagę, a wręcz miał pomysł by zmniejszyć biurka swoim dziewczynom - bo przecież nie potrzebują 160cm biurka. Udało mi się go przekonać, że to nie jest dobry pomysł.
Najgorsze jednak są dwie rzeczy. Pierwsza, że nie jest zorganizowany i czas przecieka mu przez palce. Codziennie słyszę o 5 po południu, że kurcze, dzień mija a on jeszcze nie zdążył czegokolwiek zrobić - chyba wyślę go na kurs zarządzania czasem - i jestem tutaj zupełnie poważny. Druga rzecz: nie potrafi wyciągnąć od swojego zespołu tego co najlepsze, zmotywować ich do myślenia, do łamania utartych schematów. Dziewczyny, robią standardowe rzeczy, są obciążone góra w 40%, a poza tym się nudzą. Żeby nie być gołosłownym przykład: Na początku pokazałem im jak rozwiązywać pewne problemy w excelu, w jaki sposób szybko agregować dane. Ale teraz już tylko "narysowałem" im format raportów, podzieliłem pracę i zachęcam do samodzielnego myślenia i rozwiązywania pojawiających się problemów przy budowie niezbędnych modeli. I to co jest fajne, to to, że widać, że dziewczyny myślą, że się starają i zaczyna je to bawić. A wcześniej? Wcześniej wykonywały polecenia od A do B. i tyle. Teraz przychodzą do mnie, dzielą się wątpliwościami - rozmawiamy, weryfikujemy zaproponowane rozwiązania- uczę je samodzielności, samodzielnego próbowania znajdowania rozwiązania i otwartości do dyskusji.
Z innych ciekawych rzeczy, to pozytywnie zaskoczyło mnie podejście dyrektora zakupów do proponowanych przeze mnie rozwiązań. Zwykle bywa tak, że zakupy skrzętnie chronią swój stan posiadania przed zakusami finansów, by jeszcze im dokręcić śrubę, by wyrwać więcej kasy, a tu duża otwartość i chęć współpracy i pokazania szczegółów za które oni odpowiadają. To jest budujące....zobaczymy jak długo taki stan potrwa ;-)
Dzis piatek. Zrobiłem test. Wrzucilem kontrowersyjne zdjecie na fb. Na reakcje współpracowników nie trzeba bylo długo czekac... Ehh, gdzie te czasy, gdy szef mówił: "I am here to keep u busy"
Gdzie jestes.....Shreku?
Przywiozłęm sobie rower i mogę się w końcu włóczyć po mieście i okolicy.
Wczoraj na przykład, w trakcie spotkania zarządu wypatrzyłem przez okno kawałek lasu na horyzoncie. Wieczorem pojechałem zobaczyć co to. Las mieści się na północy Timisoary, granicząc z ogrodem zoologicznym i muzeum Satului Banatean, czyli skansenem.
Dojazd betonowymi ulicami, trzeba uważać na kanały deszczowe - praktycznie wszystkie kratki ściekowe ktoś już oddał na złom, więc można przez nieuwagę wywinąć niebezpiecznego kozła.
Dojeżdżając do ogrodu zoologicznego na trawnikach stoja zaparkowane samochody a obok nich na kocykach wypoczywają ludzie, baraszkują dzieci i przytulają się parki. Widać, iz brakuje mieszkań wśród studentów :P. W wokół unosi sie wszechograniający i drazniący zapach moczu. Bleee :(
Przez las biegną 4 "oznaczone" sciezki rowerowe. Po drugiej stronie lasu (3-5km) znajduje sie jeziorko i knajpka. Wiec wieżdzam w las. Hmm, jest dziwnie. Wąziutka gliniana scieżka wije się między drzewami. Jest spękana jak dno wyschnietego jeziora i twarda, że aż opony piszczą przy hamowaniu. Nie ma nikogo oprócz mnie. Już zaczynam sobie uświadamiać dlaczego las jest dziwny. Jest gęsty i ciemny, po obu stronach ścieżki rosną gęste krzaczory. Nie moge znaleść oznaczeń, ale scieżka jest jedna i prowadzi do celu. W krzakach mają swoje gniazda zdziczałe psy, tu pewnie wychowują swoje młode. Mijam dwie parki na rowerach jadące z przeciwka. Te panieny są tak zrobione, jakby właśnie się wybierały do ekskluzywnego klubu, a nie były na wycieczce rowerowej. Głębokie dekolty skupiają wzrok :). Ehh, staraja się dla tych swoich Rumunów. Można z duża pewnością typować, czym skończy sie taka leśna przejażdżka.Teren jest pofałdowany, poprzecinany dziurami, jakby w miekkiej ziemi tarzały sie wielkie żubry. Można wpaść i zniknąć.
Bo ten las rośnie na bagnie teraz już osuszonym przez wybudowanie tamy i spietrzenie wody w jeziorku - stąd bujna rosliność i wielkie nierówności. Tylko gdzie jest Shrek? W koncu dojeżdzam do jeziorka -sztuczny zbiornik o nieregularnym kształcie - dosyć szczelnie obrośnięty trzcinami i sitowiem.Ale woda i las, sprawiają, że miejsce wydaje sie miłe. W google maps jeziorko ma kształt skaczącego delfina, nazywa sie Acumularea Dumbravita. Od zachodu, wzdłuż lasu ciągnie się osiedle domków jednorodzinnych - wioska Dumbravita. Wydaje mi się, że to jakieś wypasione miejsce, ale do weryfikacji nastepnym razem.
Wczoraj na przykład, w trakcie spotkania zarządu wypatrzyłem przez okno kawałek lasu na horyzoncie. Wieczorem pojechałem zobaczyć co to. Las mieści się na północy Timisoary, granicząc z ogrodem zoologicznym i muzeum Satului Banatean, czyli skansenem.
Dojazd betonowymi ulicami, trzeba uważać na kanały deszczowe - praktycznie wszystkie kratki ściekowe ktoś już oddał na złom, więc można przez nieuwagę wywinąć niebezpiecznego kozła.
Dojeżdżając do ogrodu zoologicznego na trawnikach stoja zaparkowane samochody a obok nich na kocykach wypoczywają ludzie, baraszkują dzieci i przytulają się parki. Widać, iz brakuje mieszkań wśród studentów :P. W wokół unosi sie wszechograniający i drazniący zapach moczu. Bleee :(
Przez las biegną 4 "oznaczone" sciezki rowerowe. Po drugiej stronie lasu (3-5km) znajduje sie jeziorko i knajpka. Wiec wieżdzam w las. Hmm, jest dziwnie. Wąziutka gliniana scieżka wije się między drzewami. Jest spękana jak dno wyschnietego jeziora i twarda, że aż opony piszczą przy hamowaniu. Nie ma nikogo oprócz mnie. Już zaczynam sobie uświadamiać dlaczego las jest dziwny. Jest gęsty i ciemny, po obu stronach ścieżki rosną gęste krzaczory. Nie moge znaleść oznaczeń, ale scieżka jest jedna i prowadzi do celu. W krzakach mają swoje gniazda zdziczałe psy, tu pewnie wychowują swoje młode. Mijam dwie parki na rowerach jadące z przeciwka. Te panieny są tak zrobione, jakby właśnie się wybierały do ekskluzywnego klubu, a nie były na wycieczce rowerowej. Głębokie dekolty skupiają wzrok :). Ehh, staraja się dla tych swoich Rumunów. Można z duża pewnością typować, czym skończy sie taka leśna przejażdżka.Teren jest pofałdowany, poprzecinany dziurami, jakby w miekkiej ziemi tarzały sie wielkie żubry. Można wpaść i zniknąć.
Bo ten las rośnie na bagnie teraz już osuszonym przez wybudowanie tamy i spietrzenie wody w jeziorku - stąd bujna rosliność i wielkie nierówności. Tylko gdzie jest Shrek? W koncu dojeżdzam do jeziorka -sztuczny zbiornik o nieregularnym kształcie - dosyć szczelnie obrośnięty trzcinami i sitowiem.Ale woda i las, sprawiają, że miejsce wydaje sie miłe. W google maps jeziorko ma kształt skaczącego delfina, nazywa sie Acumularea Dumbravita. Od zachodu, wzdłuż lasu ciągnie się osiedle domków jednorodzinnych - wioska Dumbravita. Wydaje mi się, że to jakieś wypasione miejsce, ale do weryfikacji nastepnym razem.
Back to hell
Jak zwykle tytuł odrobinę przewrotny i zupełnie nie oddający zastanej rzeczywistości.
Po tygodniu spędzonym w Polsce, chciało by się rzec laby - a tak naprawdę ciężkiej pracy na rzecz kapitalisty wrociłem w niedzielę do Timisoary.
O dziwo zajechałem za 7:40 - ale to pewnie wpływ niedzieli i opuszczonych dróg. Z drugiej strony komu by się chciało wychodzić z domu lub opuszczać zacieniony brzeg rzeki przy temperaturach przekraczających 37st w cieniu. Postanowiłem, że będę się przyzwyczajał do rumuńskiego klimatu i ustawiłem klimę na 28 stopni. Efekt był taki, że dojechałem do hotelu ledwo żywy. Trzeba być konsekwentnym w swoich postanowieniach - nie?!
W poniedziałek się przeprowadziłem do mieszkanka - przyzwyczajam się do mieszkania na parterze bez firanek. Są żaluzje, ale działają zero-jedynkowo. Więc dobre rozwiązanie na upały, tylko sprawia, iż w mieszkaniu panuje półmrok. Okolica jest fantastyczna. Osiedle z lat 70, całe tonące w drzewach - więc widok z okna jest taki, jakbym mieszkał w lesie lub w gęstym parku. Sąsiedzi to w większości emeryci, więc czasami czuję się jak w Big Brotherze. Szczególnie, że nie ma tych cholernych firanek.
Samo mieszkanie jest wyremontowane i naprawdę prezentuje solidny standard. Jest przy tym przytulne.
Po tygodniu spędzonym w Polsce, chciało by się rzec laby - a tak naprawdę ciężkiej pracy na rzecz kapitalisty wrociłem w niedzielę do Timisoary.
O dziwo zajechałem za 7:40 - ale to pewnie wpływ niedzieli i opuszczonych dróg. Z drugiej strony komu by się chciało wychodzić z domu lub opuszczać zacieniony brzeg rzeki przy temperaturach przekraczających 37st w cieniu. Postanowiłem, że będę się przyzwyczajał do rumuńskiego klimatu i ustawiłem klimę na 28 stopni. Efekt był taki, że dojechałem do hotelu ledwo żywy. Trzeba być konsekwentnym w swoich postanowieniach - nie?!
W poniedziałek się przeprowadziłem do mieszkanka - przyzwyczajam się do mieszkania na parterze bez firanek. Są żaluzje, ale działają zero-jedynkowo. Więc dobre rozwiązanie na upały, tylko sprawia, iż w mieszkaniu panuje półmrok. Okolica jest fantastyczna. Osiedle z lat 70, całe tonące w drzewach - więc widok z okna jest taki, jakbym mieszkał w lesie lub w gęstym parku. Sąsiedzi to w większości emeryci, więc czasami czuję się jak w Big Brotherze. Szczególnie, że nie ma tych cholernych firanek.
Samo mieszkanie jest wyremontowane i naprawdę prezentuje solidny standard. Jest przy tym przytulne.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)