Za zwyczaj weekend służy do odpoczynku po intensywnie przepracowanym tygodniu. W Rumunii piątek zaczyna się w czwartek po lunchu, ale nie znaczy to, że weekend jest niepotrzebny. Ten był dla mnie bardzo interesujący i w sumie mógłby być bardziej lightowy.
W piątek umówiliśmy się z CFO na piwo. Poszliśmy na Piata Uniri, jako chyba najbardziej zasobne w ogródki piwne miejsce w Timisoarze. Dwa piwka w jednej knajpce, potem jeszcze po dwa w drugiej i sącząc złocisty trunek, rozmawiając o kobietach i o pracy oraz na inne męskie tematy zrobiła się 1:30. Trzeba mu oddać, że gościu ma niesamowite gadanie, i walił takimi tekstami do kelnerek, że aż miło było popatrzyć na ich pozytywne reakcje,uśmiechnięte buzie i i generalnie pozytywne nastawienie.
W sobotę pojechałem zobaczyć jak wygląda rumuńskie targowisko, jako element mojego rozwoju zawodowego :). Poza tym chciałem kupić smar do łańcucha do roweru i klej, by podkleić sobie podeszwę w bucie, którą rozwaliłem kopiąc w jakiś przypadkowy krawężnik. Targowiska to porażka. Parę ciasnych, ciemnych budek z dalekowschodnimi ciuchami oraz podróbkami markowych brandów. Poza tym sterty używanych ciuchów, starych przedmiotów i elektroniki przywiezionej z niemiec. Generalnie przygnębiające wrażenie.
Po jakimś szybkim obiadku, wziąłem rower i pojechałem nad odległą o 15 km rzekę Bega. Powłóczyłem się trochę wzdłuż rzeki i w sumie wycieczka spowodowała, że na liczniku przybyło dodatkowe niecałe 50km. Wzdłuż rzeki, co jakiś czas można było spotkać stojące w zaroślach samochody, rozbite namioty i baraszkujące w w wodzie rodziny. Sielanka sobotniego popołudnia.
Wracając dostałem sms'a od Eveliny. Evelina jest asystentką działu IT. Zgrabna, niebieskooka dziewczyna, o ślicznej zupełnie nie rumuńskiej buzi. Evelina, ma interesującą wyobraźnie, co zresztą widać w sposobie jak się ubiera i jak z klasą dobiera kolory. Pisała, że idą całym działem na piwo i "foreginers are welcomed".
Hmm nie można nie skorzystać z okazji zacieśniania więzi z lokalsami. Zapytałem o której, a ona, że już siedzą w knajpie :). No ładnie - wcześnie zaczynają - pomyślałem. Wyobraziłem sobie stół zastawiony piwem i innymi napitkami, już lekko podchmieloną dziesiątkę informatyków, rubaszną atmosferę i swojskie klimaty. Jakie było moje zdziwienie, gdy już dotarłem na miejsce i zobaczyłem, jak w bardzo zespołowej atmosferze, chłopaki sączą pepsi lub dr'a peppera. Wow..... Jakieś pojedyncze piwka się później pojawiły. Około 1 w nocy ekipa uznała, że trzeba coś zjeść i powędrowaliśmy na pizze. W między czasie zdążyłem usłyszeć od poprzedniej asystentki dyrektora IT, że tak naprawdę nie wiadomo po co przyjeżdżają ci wszyscy Polacy - ze przecież Rumuni też potrafią nie gorzej pracować, i w ogóle, to Polacy powinni siedzieć w Polsce, zajmować się swoimi pięknymi kobietami a nie podrywać Rumunek. W czasie wcinania pizzy, chłopaki opowiadali jak bardzo im się podobało w Krakowie i w Warszawie i że planują odwiedzić Polskę na dłużej.
Poszliśmy potem potańczyć, ale niestety wybrane przez nich miejsce było zamknięte, więc pojechaliśmy na teren miasteczka studenckiego, posiedzieć i dalej pogadać. Nikt już nie zamawiał alkoholu, wszyscy wciągali colę lub lemoniadę. O 3:30 byłem w mieszkaniu.
Pobudka o 8:40, bo godzinę później umówiłem się z Andreeą na niedzielny wyjazd nad jezioro w góry - 120km od Timisoary. Napiszę o tym później, jak miałem prawdziwą okazję zakosztować rumuńskiego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz