Miało być we wtorek a już od wczoraj jest piątek.
Piątek w Rumunii zaczyna się w czwartek po lunchu.
Ale do rzeczy. W poprzednia niedziele pojechaliśmy z Andreeą i jej chłopakiem nad jezioro. W sumie to ja i tak chciałem jechać, a że zawsze raźniej z kimś, zaproponowałem im, czy się ze mną nie zabiorą. Andreea wzieła ruszt z piekarnika, po drodze kupiliśmy węgiel drzewny i minci, by było co smażyć na ruszcie. Jezioro nazywa się Trei Ape, co oznacza trzy wody, lub ramiona. Whatever. Prawdziwy piknik. Spotkaliśmy tam najlepszego przyjaciela Ionutsa, który czekał na nas nad jeziorem z wędką i miejscem przygotowanym na ognisko. Ionuts zabrał sie za kucharzenie, Andreea mu asystowała na zasadzie przynieś, podaj, pozamiataj, a kierowca, czyli tym razem ja miał wolne. Korzystając z okazji poszedłem popływać. Ehhhh, w końcu przyjemna chłodna zielonkawo -przeźroczysta woda. Cisza, spokój i tylko świst wędki i trzaskanie drewienek, którymi Ionuts próbował rozpalić ogień. Co ciekawe, na zalesionych brzegach pomimo stojących namiotów i samochodów oraz wypoczywających ludzi panowała cisza. Błoga sielanka.
Spędziliśmy tam parę godzin rozkoszując się otaczającą przyrodą. Ionuts próbował popływać kajakiem, ale po kilku chwilach wpadł do wody w dżinsach i koszuli - wstydniś nie zdecydował się pływać w samych bokserkach, a kąpielówek nie zabrał.
Do Timisoary wracaliśmy inną drogą. Wystarczy powiedzieć, że 18km przejechaliśmy w 90 minut :) Droga jak w kamieniołomie,pełna dziur, zapadlisk i sterczących skał. Niesamowicie się kurzyło od wysuszonej ziemi a w powietrzu unosił się drażniący kurz. Przed nami jechał escort, więc daliśmy radę i mam teraz najbrudniejsze auto w całym mieście. Andrea była przerażona, szczególnie jak uderzyliśmy podwoziem w skały. Dla zainteresowanych podaje numer drogi: DJ582, jedzie się z miejscowości Brebu Nou do Slatina Timis. Miejsce wydaje się być idealne na jesienną eskapadę rowerową.
W środę w trakcie przerwy na lunch wymyśliłem, że możemy zebrać ekipę księgowych i finansistów na piwo. Poszliśmy w czwartek wieczorem. Było bardzo sympatycznie. Pomimo pewnych obaw, frekwencja dopisała i wszyscy rozstali się z poczuciem, że trzeba imprezę powtórzyć. Odmiennie niż na imprezie informatyków, nikt za kołnierz nie wylewał i wino i piwo pojawiało się znacznie częściej niż w poprzednią sobotę.
Zapowiada się nudny, samotny weekend. Co prawda mogę pojechać gdzieś za miasto albo na cały dzień autem, albo gdzieś wyskoczyć na rowerku. W sobotę powinienem trochę popracować i posprzątać mieszkanie - jednak pomimo zielonego otoczenia bloku kurzy się niemiłosiernie, tym bardziej, że w ciągu 3 tygodni popadało może raz i to tak symbolicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz