sobota, 16 czerwca 2012

Pod granicę Serbską

No, to sobie pojeździłem.
Po tak ciężkim tygodniu pojechałem sobie na wycieczkę:
Zrobiłem około 400 km. Pojechałem zobaczyć gdzie Dunaj zaczyna być granicą Rumunii. Fajne drogi - dobry asfalt, wąskie, kręte wiec jechało się wyśmienicie. Jedyny minus, to to, że było koło 30 stopni i czuję, że pada mi w aucie klimatyzacja - słabo chłodzi -  trzeba będzie dobić gazu jak będę w Polsce.

Dojechałem nad samą rzekę (miejscowość Socol), a tak naprawdę jej rozlewiska, gdzie znajduje się rezerwat przyrody - ptactwa wodnego. Jaka miła odmiana. Timisoara leży na płaskim niezalesionym terenie. Nie ma ani pagórków ani drzew. Wiec nawet jak przywiozę sobie rower to nie będzie zbyt wiele funu z jeżdżenia w upale po sawannie. Ale muszę się ruszać bo od pysznego rumuńskiego jedzenia i lokalnego piwska waga zamiast spadać to rośnie. Sam dojazd do Socol to cisza i pustka - jak polskie Bieszczady.

Pojechałem dalej.Tak naprawdę do Orsovej, to klimaty jak w Beskidach a czasami w Pieninach. Jedzie się ze 130km lub więcej wzdłuż Dunaju - tak jakby jechać przez 130km wzdłuż jeziora Międzybrodzkiego. Rzeka czasami się rozlewa szeroko, a czasami zwęża by przecisnąć szczeliną między górami. Droga wtedy pnie się stromo serpentynami do góry, a potem malowniczo opada w dół.
Asfalt jest dobry - widać, że niedawno droga była remontowana. Ale czasami trafia się na odcinki, gdzie w ogolę nie ma asfaltu tylko droga jest wysypana żwirem, jedno pobocze usłane jest odłamkami skalnymi odrywającymi się od zbocza, a drugie kończy się urwiskiem nad rzeką. Miodzio. Trzeba wyłączyć ESP bo wariuje i przeszkadza w kozackiej jeździe a potem to rura... Tył zamiata na boki przy każdej kontrze kierownicą a z tyłu kurzy się niemiłosiernie - wszystko ginie w tumanach gipsowego kurzu...(cdn).
Po drodze zatrzymałem się na jakiś obiadek: ryba z frytkami i surówka z pomidorów. Do tego nieodłączna lemoniada i espresso.  Mały hotelik położony na zboczu góry praktycznie wiszący nad zakolem rzeki - z własna przystanią i niezbyt dużym basenem. Miejscowość się nazywała Dubova a hotelik taki: link. Potencjalne miejsce na wyskoczenie na weekend by odpocząć od zgiełku u hałasu i odpocząć nad wodą - 230km od Timisoary.  Po obiadku szpula do domu - dobrze że migają gdy stoi policja :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz